Main Menu

Felieton: W obronie historii

Facebooktwitterlinkedin

Smuci się Matka Polska, która tyle w przeszłości wycierpiała, która najgorsze obce demony zniosła i została z nich oswobodzona. Smuci się, bowiem jej dzieci pogrążone są dziś w głębokim podziale, którym mało kto się przejmował przed 10 kwietnia 2010 roku. Lecz nie o tragedii smoleńskiej tu będzie mowa, gdyż jest to temat trudny, a przede wszystkim: coraz bardziej irytujący. Zabieram teraz głos w innym temacie niż propagandy sukcesu polskich sportowców. Jest sprawa znacznie poważniejsza i bardziej brzemienna dla Narodu.  Jednak wcześniej krótka anegdotka. 

Będąc uczniem ostatniej klasy liceum, zarówno ja jak i cała szkoła została zaszczycona wizytą wyjątkowego gościa. Był pochmurny listopadowy dzień w 2009 roku. Od prawie tygodnia oznajmiano nam, że zjawi się absolwent naszej szkoły, szerzej znany jako sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, czyli Paweł Wypych. Tematem jego wykładu – polityka historyczna. Jako przyszłemu maturzyście, który wyraził chęć zdawania egzaminu z historii w zakresie rozszerzonym, nie mogłem przegapić takiej okazji. Nie pamiętam specjalnie treści merytorycznej owego wystąpienia, jednak czułem wówczas, że w obecnych władzach są ludzie, którzy dbają o historię i posługują się między innymi tą historią do podejmowania odpowiedzialnych, a przede wszystkim słusznych decyzji, w sprawach bezpośrednio dotykających nas Polaków. Ważniejsze jednak słowa padły z ust Ś.P. Pawła Wypycha na kilka tygodni przed tragicznym lotem TU-154. W wywiadzie z Łukaszem Warzechą w programie „Z refleksem” emitowanym przez TVP 1 powiedział: Naszym zdaniem, w Katyniu najważniejsze są dwie rzeczy: po pierwsze, jest to miejsce święte i naprawdę szczególne dla wielu Polaków, stąd też nikt nas nie powinien różnić Katyniem. Łatwo jest porównać tę wypowiedź do obecnej sytuacji, w której dzieją się rzeczy zupełnie przeciwne do ówczesnego stanowiska Kancelarii Prezydenta.

Czy musiało do tego dojść? Dysputy pomiędzy dwoma największymi ugrupowaniami politycznymi sięgają głęboko w światopogląd zwykłych obywateli, a przecież to właśnie oni przyjęli na siebie największe cierpienie z powodu tamtej tragedii. Rodziny zostały zdruzgotane utratą ukochanych osób, a nic poza finansową rekompensatą nie otrzymali. Jak muszą się teraz czuć, oglądając w telewizji lub czytając w gazetach o chaosie panującym w kraju, który dwa lata temu został (jeśli można użyć terminu zastosowanego przez zagraniczne media) zdekapitowany. Przypominają mi się walki w czasie bezkrólewia, których na przestrzeni wieków mieliśmy kilka. Armie skupione wokół możnowładców prowadziły bratobójcze działania wojenne, które tylko pogłębiały różnice między poszczególnymi dzielnicami (czytaj: województwami). Oczywiście teraz walka jest toczona nie na polach bitewnych, a „w eterze”, „na wizji” i na łamach brukowców. Chociaż czasem można się zastanawiać o ile krócej trwałby ten cały bałagan, gdyby ktoś mądry chwycił za szablę…

Oczywiście można sobie w taki sposób żartować, jednak jest to humor troszkę „na zapomnienie”. Porządek i harmonia już dawno przeszły do słownika archaizmów. No, ale miałem nie mówić o następstwach katastrofy smoleńskiej. Chciałem podjąć się ideologicznej obrony edukacji historycznej w Polsce. Ideologicznej, gdyż z jednej strony nie mam możliwości faktycznego przyczynienia się do jakiejkolwiek zmiany, a z drugiej po prostu mam prawo poczuwać się do obowiązku wyrażenia swojego zdania w tej sprawie. Wychowałem się w patriotycznej rodzinie, dbającej i przede wszystkim szanującej pamięć o poprzednich pokoleniach. Dzięki temu zachowało się mnóstwo pamiątek, nawet z przełomu XIX i XX wieku. Do czego zmierzam? Otóż nauka historii jest, a przynajmniej powinna być bardzo ważnym elementem rozwoju współczesnego człowieka. Mamy to „szczęście”, że możemy bez trudu odnaleźć przykłady w historii naszego narodu, które świadczą o jego niesamowitym cierpieniu. Dużo się teraz mówi o Katyniu. Tyle, że mord dokonany na obywatelach II Rzeczypospolitej ponad 70 lat temu nie był jedynym takim upustem krwi Polaków. Liczne akty bestialstwa ukraińskich nacjonalistów na mieszkańcach Małopolski, Lubelszczyzny czy Wołynia zebrały podobne żniwo i do dzisiejszego dnia nie wszędzie doczekano się rehabilitacji ofiar. Nie mówię, że politycy powinni zmienić „hobby”, któremu od dwóch lat się poddawali. Nie mówię, gdyż o polityce miałem się już nie wypowiadać. Chodzi o zwyczajny, znany najprostszym ludziom szacunek do przodków i historii, którą współtworzyli.

Dość ostrą, ale moim zdaniem ponadczasową wypowiedzią wykazał się kiedyś Marszałek Polski, Józef Piłsudski: “Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”. Nie ma co się oszukiwać. Są pewne fundamentalne wartości, bez których po prostu nie można funkcjonować, ani tym bardziej budować nowoczesnego państwa. Można się niejako bronić argumentem, że niepotrzebna jest nam tzw. „inteligencja”, gdyż obecnie panuje nadwyżka białych kołnierzyków nad niebieskimi. W „Syzyfowych pracach” Żeromskiego czytamy, że “nie każdy może być filozofem, bo kto by świnie pasał?”. Tu mogę się nawet zgodzić, tylko należy zachować pewien umiar. Skąd pewność, że nacisk na przedmioty ścisłe oraz popularyzację szkół zawodowych nie obróci się przeciwko interesowi państwa? Czyż nie za dużo specjalistów z wielu dziedzin wyjechało za granicę? Popyt na fachowców na Zachodzie zawsze będzie. Ostrzega przed tym prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Newsweeka: A tego rodzaju przedsięwzięcia, jak to, które odnosi się do edukacji, to przedsięwzięcie o postkolonialnym charakterze – rozbijając wspólnotę, czynić ludzi mniej przygotowanymi, mniej zakorzenionymi, głupszymi. POwszechnie krytykowany brat tragicznie zmarłego Prezydenta staje po stronie ginących wartości, za co ja, jako patriota i miłośnik historii, cenię go niezmiernie.

Ludzie śmieją się z takiego postępowania, gloryfikują rozwój technologii, ale chyba nie wiedzą, że prędzej czy później zostaną przez nią zastąpieni. I któż pozostanie na tej ziemi „z duszą”? A właśnie Ci, którzy postawili na konserwację pamięci i tożsamości narodowej. Spadkobiercy prześladowanej inteligencji, których misją i ostatecznym celem było przekazanie esencji tego, kim jesteśmy. Bo kto nie zna historii, to tak jakby nie znał samego siebie. I namawiam wszystkich do głębokiej refleksji nad tym w którym kierunku tak naprawdę zmierzamy, czy naprawdę warto tak pochopnie rezygnować z ogromnego dziedzictwa nauki, kultury i historii tylko po to, by nasze dzieci miały więcej czasu na karmienie machiny korporacyjnej?

Adam Guzowski

 

Facebooktwitterlinkedin


« (Poprzednia wiadomość)
(Następne wiadomości) »