Main Menu

Krótki komentarz o cudzie polskiej myśli urzędniczej

Facebooktwitterlinkedin

krotki komentarz o

Krótki komentarz o cudzie polskiej myśli urzędniczej

Nowo odkryta skrupulatna dbałość o nierzadko nawet i idiotyczne przepisy oraz „przestrzeganie prawa” jest wprost proporcjonalna do stanu polskiej gospodarki, tudzież rozmiarów dziury budżetowej czy przerostu aparatu urzędniczego w naszym kraju.

Można śmiać się przez łzy, widząc, jak warszawska Straż Miejska, po raz czwarty danego dnia, robi drugie kółko na pustej drodze osiedlowej po 23 w nocy i w końcu znajduje dwa samochody, które stojąc na krawędzi przydrożnego chodnika ani nie blokują ruchu, którego nie ma, ani nie przeszkadzają pieszym, których jest jeszcze mniej, niż przejeżdżających aut, ale postawiony jest znak „zakaz postoju”, dokładnie na zakręcie, żeby „nie-tubylcy” i tak go nie zauważyli. Od razu też mówię – że dojazd dla straży pożarnej czy karetki pogotowia nie jest nawet w najmniejszy sposób ograniczony. Oczywiście wszelkie „legalne” miejsca postojowe w „zatokach”, w liczbie zbyt małej do ilości mieszkańców, są zapchane przez cały i dzień i nie ma opcji, żeby na nich zaparkować.

Po wykonaniu kolejnej rundki, z dumą odjeżdżają – pełny sukces! Prawo i przepisy są po to, żeby ich przestrzegać (a urzędnicy po to, żeby ich utrzymywać). Szkoda tylko, że kiedy „prawie-jak-policjanci” są naprawdę potrzebni czy jak widzą grupkę pijanej młodzieży, to najczęściej omijają ją szerokim łukiem, ale bez problemu złapią pojedynczą osobę, przebiegającą przez pustą jezdnię… Jest to równie głupie, jak nowy pomysł stołecznych „strażników Teksasu”, żeby wprowadzić w Warszawie nowe „odcinki specjalne” – jeden znak, komunikujący że na drodze jest fotoradar, a na niej zamiast jednego, trzy z rzędu (!!!) oczywiście schowane, jeden po drugim.

Strzeżcie się więc „piraci drogowi” i inni „cwaniacy z ciężką nogą”, jak określiła „potencjalnych morderców” pani rzecznik prasowa warszawskiej Straży Miejskiej. „Piraci parkingowi” też powinni się strzec. A z nimi i wszyscy inni „piraci” – od podatkowych po ideologicznych. Wszyscy muszą się strzec, poza oczywiście prawdziwymi „cwaniakami”. Zadziwiająca jest jednak owa utrzymująca się wiara w cuda, zwłaszcza kiedy tak wiele było już ich obiecane. Byli, a nawet są i tacy, którzy owe nadprzyrodzone wydarzenia widzą każdego dnia (przy tym, co jeszcze bardziej zdumiewające, nie wszyscy z nich dostają państwowe dotacje, rządowe kontrakty czy stanowiska na różnych szczeblach administracji czy w spółkach Skarbu Państwa), aczkolwiek trudno jest oprzeć się wrażeniu, że największym cudem ostatnich lat jest to, że to wszystko jeszcze na tej zielonej od szczawiu wyspie w ogóle działa.

Ani cud urzędniczej dokładności, ani wypracowywanie przez nich 200% normy w tropieniu różnej maści „oszustów” i „przestępców”, ani żadne pustosłowie takiej czy innej ideologii tu nie pomoże. Czy nazwie się to „podatkiem od depozytów”, „opłatą klimatyczną” czy „dbaniem o bezpieczeństwo na drogach” – chodzi i tak o to samo: aby obywatel ponosił koszty nieodpowiedzialności polityków, aby mogli oni dłużej być nieodpowiedzialni. A ponieważ obecne, jakkolwiek zakrojone na szeroką skalę działania administracyjno-prawne i tak budżetu nie uratują, na wszelki wypadek już teraz proponuję wprowadzić mandaty za „pirackie myśli” o szybkiej jeździe lub zaparkowaniu w niedozwolonym miejscu czy wysokie kary finansowe za „marzenia o niższych podatkach”. Za wzdychanie za koncepcją „przyjaznego państwa” to już albo więzienie albo wygnanie. Najczęściej to drugie i to dobrowolnie, chociażby do Wielkiej Brytanii.

Szkoda tylko, że prawdziwi „piraci”, tworzący irracjonalne przepisy, które mają uzasadniać i utrzymywać irracjonalne i zupełnie zbędne wydatki, mogą spokojnie i w biały dzień bez problemu robić to, co im tylko cudownie nieograniczona (w aspekcie podatkowym) wyobraźnia podpowiada. A z przestrzegania przepisów, które sami tworzą dla innych, zwalnia ich i tak immunitet poselski…

Adam Lelonek

Facebooktwitterlinkedin