Main Menu

Felieton: Od tygrysa do “dachowca” czyli losy faceta w związku

Facebooktwitterlinkedin

Od tygrysa do „dachowca” czyli losy faceta w związku

Wiele zapowiedzi, duże oczekiwania, nawiasem mówiąc – także i spora presja. Postaram się was nie zawieść. Do rzeczy. Jak to się dzieje, że „facet-zdobywca” staje się ofiarą? Jak przechodzimy od „ej, ty” (przed poznaniem) czy mówienia sobie po imieniu (po poznaniu) do „minia i mini” (zdrobnienia od misia, w rodzaju męskim – „minio” i żeńskim – „minia”) w związku, a później do „dziubasa” przedstawionego przez kabaret Hrabi w jednym z ich świetnych skeczy?

 

Zaczynając od początku, pierwsze chwile z drugą osobą to magia, emocje, pasja, zauroczenie, które przekształcają się w uczucia. Oczywiście nie dla wszystkich. Trzeba też podkreślić , że nie tylko mężczyźni w początkowym okresie są dominujący, ale to raczej temat na inny felieton. Tylko trochę mniej zabawny.

Im „samiec” młodszy, tym bardziej jest: 1. otwarty na kompromis, a 2. (właściwie to duże DWA) – skłonny jest do poświęceń. Ogólnie, psychologowie twierdzą, że tak się dzieje dopiero z wiekiem, ale to pewnie raczej psychologowie – kobiety  (termin psycholożka jest dosyć zabawny). Odróżniając poświęcenia „licealne” od poświęceń „po założeniu rodziny”, ja i tak twierdzę – że z czasem my, faceci, myślimy bardziej o sobie. Ale wracając, po kilku miesiącach nad naturą romantyka górę bierze „nienaturalna” (zwłaszcza dla kobiet, ale chyba i dla facetów) praktyczność. Mija trochę czasu, pazury tępieją, zęby wypadają, futro siwieje, a groźne „mrrryyyyyy” przechodzi w piskliwe „miaauuuu” i przejechanie kilku przystanków, dłuższy spacer, większa kreatywność czy zrobienie jakiejś niespodzianki staje się ogromnym wyzwaniem. Czy tylko dlatego, że zwierze żyjące na wolności źle znosi „niewolę”? Raczej nie.

Poza tym, kobiety pewnie stwierdzą, że czasem jest na odwrót, że właśnie z milusiego, słodkiego kotka-przutulaka facet zamienia się w drażliwą i pamiętliwą bestię. Niestety nie drogie panie. To nie przemiana w tygrysa, tylko po prostu wasz kot dziczeje… Może trzeba go zabrać do weterynarza?

Ze związkami czasem jest może tak, jak z super przebojem. Przebój – szaleństwo. Są ludzie, którzy słuchają super kawałka możliwie jak najrzadziej, żeby się nim nie znudzić. Inni z kolei, jak np. ja, wręcz przeciwnie. Bądź co bądź – chodzi przecież o jedną piosenkę. A życie swoje – przebój-szaleństwo, a inne utwory danego wykonawcy to po prostu gnioty. Zresztą stacje radiowe będą puszczać go tak nachalnie, że i tak się znudzi…

Konkludując, młode tygrysy nie liczą czasu i kilometrów. 24h w jedną stronę? Bez problemu. Nagle, nie wiadomo skąd, pół godziny urasta do rangi kataklizmu. Jak to się dzieje? To nie jest kabaret, tylko fakty. Może weźmy jakąś scenę z życia.

Wczesne popołudnie. Mężczyzna po powrocie z pracy do domu czyta magazyn dla facetów (tylko bez fantazji panowie). Na okładce jest wysportowany „samiec alfa” w drogim garniturze, z poprawionymi w photo shopie oczami, wyeksponowanym, luksusowym zegarkiem i jeszcze bardziej torsem czy tzw. kaloryferem prześwitującym spod koszuli. Ehh, można się rozmarzyć, co i robi nasz bohater, wyobrażając sobie siebie w tej roli. Nagle powietrze przeszywa świst: „a kartofle ugotowane??!!” (czy, jak w skeczu KMN – „warzywa ziemniaczane”). Groza. „Tak”, z którym czar prysł. „A posoliłeś??!!”.

No nic tylko z bohatera do zera, ale o tym Sarah Connor nie zaśpiewa. Jeśli panie to śmieszy i stwierdzicie, że to przesada, to policzcie ile razy zrobiłyście awanturę za kopanie piłki w domu, rozrzucone skarpetki czy bieliznę, granie w pokera po nocach, niezmyte naczynia (chociaż to ostatnie to w dwie strony) czy inne priorytety na większych zakupach. Nie wspomnę o używaniu siły i podstępnych forteli do wyciągania swoich połówek na zakupy – tygrysy nie są stworzone do stania w przymierzalni przez 3 godziny, zanim przymierzycie rzeczy, które i tak się nam nie podobają! Chcesz mieć tygrysa, wyślij go na siłownię, a na zakupy idź sama. Nie mówiąc o zadawaniu pytań, na które i tak nie można odpowiedzieć szczerze: czy utyłam ostatnio – NIE (trzeba odpowiadać szybko). Czy dobrze w tym wyglądam – TAK (jeszcze szybciej). Jak bardzo mnie kochasz – nie można odpowiedzieć „średnio”! Czy to nie jest proces już nie udomowiania, tylko hodowli?

Tak. Kobiety mają taką cudowną właściwość ściągania nas na ziemię. Ale co ciekawe, oczekują od nas, że to właśnie my będziemy je na co dzień zabierać gdzieś w ten „kosmos”, a im częściej, tym lepiej. Powiem tak, odnosząc się do jednego z naszych polskich, wielkich autorytetów w kwestii życia rodzinnego: „to nie są tanie rzeczy Waldusiu”…

Nie to, że uważam, że każdy facet to ideał. Przykład. Pierwsza randka, pierwsze wrażenia (uwaga – to autentyczna historia!). Do faceta dzwoni telefon. Odbiera – to kolega. „Nie, no stary nie mogę. Jestem właśnie z moją kobietą”. Siedząca naprzeciwko „ofiara” próbuje zneutralizować dla siebie pokaz „przywódcy stada” i zagaja rozmowę. Po jakimś czasie pada pytanie: „a jakie książki czytasz?”. Błąd. „Ale w sensie, że całe?” – pada odpowiedź.

Konsternacja. -„No… tak”.

Moment prawdy. „Ale z lektur szkolnych?” – próbuje doprecyzować facet.

W skrócie, za podsumowanie – panowie, no bez jaj!

Dalej. Jedna z pierwszych randek. Sms od (jeszcze) tygrysa: „słuchaj, nie ubieraj się zbyt wybornie, bo będę w adidasach i bluzie”… No comment. Ironiczna riposta adresatki też zasługuje na uwagę, bo „może mam zrobić sobie zdjęcie i wysłać mms’em zanim wyjdę z domu, do zatwierdzenia?”. Możecie wierzyć lub nie, ale ja widziałem te smsy, a żeby wszyscy poczuli się jeszcze głupiej w tym „Truman Show” to tygrys zatwierdził pomysł, można powiedzieć nawet, że z pomrukiem. Że-na-da, jak mówią Francuzi.

Wracając do wspomnianego wcześniej kabaretu Hrabi – „co ty udowodnić chciałeś całemu światu, że drzemie w tobie niedźwiedź? Przecież wszyscy wiemy, ze drzemie w tobie mały miś. Mały miś z mokrym nosem”.

Poza tym, człowiek inteligentny myśleniem się nie skrzywdzi. To jakby krytykować Rembrandta za talent. Czemu więc tygrysy na początku myślą za mało, a potem za dużo? Facet stara się stanąć na głowie raz. Po raz pierwszy, drugi, no, może i trzeci. Ale nie dlatego, że widzi tego sens, ale właśnie dlatego, że tego sensu nie widzi.

Generalnie, związek musi mieć przestrzeń do rozwoju. Bez tej przestrzeni dokona się jakaś dziwna „implozja” i powstanie albo czarna dziura, albo „biały karzeł”. I tak ciekawszym pozostaje fakt, że na tej przestrzeni tygrysy w długim okresie raczej nie dominują. Wręcz przeciwnie, z czasem właśnie rezygnują z niej, oddając pole (czy swoje terytorium), co bynajmniej nie przynosi satysfakcji czy poczucia spełnienia, a tylko względny, tzw. „święty” spokój, który z biegiem lat jest z nimi mylony.

Nadchodzą teraz pokolenia „cheeseburgerów-coca-coli-deskoroli”, to już taki nowy gatunek tygrysa, ciekawe czy bardziej przystosowany do nowoczesnej rzeczywistości, po tej ewolucji technologiczno-obyczajowej, w której zmienia się rola kobiety i mężczyzny. Śmiem twierdzić, że niekoniecznie. Niestety nawet „dominujące” samce (a może – zwłaszcza oni) nie potrafią często dostrzec faktu, że kobieta po „tekście” z lekturami szkolnymi czy wysyłaniem mms’a jak jest ubrana, przed wyjściem z domu, może decydować się spędzać z kimś takim czas tylko żeby wprowadzić trochę humoru do swojego życia…

Proces dostosowywania się do siebie jest bolesny, trudny i wymaga wielu poświęceń z obu stron, co jeszcze dodatkowo rozkłada się w czasie. Postawię jeszcze na koniec „przewrotną” tezę, że może gdyby nie trzeba by było się dostosowywać, można byłoby pomyśleć o odkrywaniu czegoś nowego… Faktem pozostaje jednak to, że może tygrysy gołębiami czy bocianami nie są i nie wiążą się na całe życie, to wcale nie będzie znaczyć, że nie jest to zgodne i ich naturą.

Śmiesznie może brzmieć teraz „nie mów do mnie misiu, nie mów do mnie misiu, mów do mnie tygrysku, mów do mnie tygrysku!”. Tak czy inaczej, każdy chciałby mieć skrzydła i może nawet takie jak gołębie, tylko nikt nigdy nie chciałby tych skrzydeł stracić.

Tygrys udomowiony, czyli zwykły zwierzak domowy, to widok raczej dziwny. Nawet Sylwester Stallone, największy twardziel po Chucku Norrisie, w Rambo IV czyli „John Rambo” nie mógł usiedzieć na miejscu i pohamować swoich instynktów (zresztą w innych częściach też). Pytanie dla panów pozostaje więc jedno – ile tak naprawdę jest Rambo w Rambo, a ile tygrysa w domowym kociaku..?

A odnosząc się do tego męskiego wzdychania za „czasami na wolności” i posługując się parafrazą – mówi się, że dobry artysta, to nieszczęśliwy artysta. A może to tylko zbieg okoliczności? Może dobry artysta, to po prostu dobry artysta, który czasem jest nieszczęśliwy? Może zanim wyruszy się na „polowanie” warto jednak bardziej przeanalizować czy lepiej czujesz się przy kominku, drapany za uchem przy misce mleka czy bardziej jednak wolisz bieganie po dworze w deszcze i śniegi za surowym mięsem bez atestu…

Autor: Adam Lelonek

Facebooktwitterlinkedin


(Następne wiadomości) »