Main Menu

Geralt z Rivii w Ząbkach!

Facebooktwitterlinkedin

Geralt z Rivii w Ząbkach!

Wywiad z Maciejem Kwiatkowskim, kaskaderem i twórcą choreografii do polskiego hitu eksportowego – gry  „Wiedźmin”.

Rozmawia Adam Lelonek.

 „Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś Ty”.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z kaskaderką?

W wieku 14 lat zacząłem razem z kolegą trenować Aikido, po dwóch miesiącach dołączył mój brat cioteczny, Sławek, a po pół roku jeszcze jeden kolega, Tomek. Naszym trenerem był Paweł Pliszka, zawodowy kaskader – tak to się zaczęło. Podczas treningów uczyliśmy się różnych technik upadków, padów czy przewrotów, reakcji na ciosy czy postrzały. Z czasem dochodziły też znacznie bardziej niebezpieczne dziedziny, jak chociażby palenia, wypadki samochodowe czy upadki z wysokości.

To był i dalej jest skład waszej grupy kaskaderskiej, Stunt Forces. Można chyba powiedzieć, że jednym z elementów całokształtu Twojej kariery był przypadek.

No właściwie to tak. Zaczęło się od trenowania jednej sztuki walki i jak już staliśmy się pełnoletni i bardziej doświadczeni, otworzyło się przed nami sporo możliwości. Nasze pierwsze pokazy były robione amatorsko, głównie były to pokazy rycerskie, gdyż należeliśmy również do bractwa. Chociaż często musieliśmy sami dokładać do takich imprez, lub występowaliśmy za „piwo” lub poczęstunek, to był to bardzo owocny okres. Udało się nam zdobyć kolejne, ważne doświadczenia, a co więcej, „oswoiliśmy się” z publiką, co jest bardzo ważne w zawodzie.

Zanim przejdziemy do gry Wiedźmin, powiedz jeszcze, czy zetknąłeś się z tą postacią wcześniej, przed tworzeniem choreografii dla tej postaci?

Tak. Pierwszy raz przeczytałem Wiedźmina Sapkowskiego w wieku 13 lat. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i często do niego wracałem. Właśnie u Sapkowskiego szukałem inspiracji do mojej pracy i przy układaniu choreografii pokazów.

Ja z moimi znajomymi również w tym wieku po raz pierwszy zaczytywaliśmy się w wiedźmińskiej sadze. To, co udało Ci się zrobić, to spełnienie marzeń każdego faceta. Wiem, że to banalne i że nie raz Cię o to pytano, ale – jak to jest być Wiedźminem?

Super (śmiech). Oczywiście nie chodzę po ulicy z białymi włosami i mieczem na plecach, ale jest to jak najbardziej postać, z której dużo można czerpać. Nie tylko zawodowo.

Jesteście pierwszą grupą kaskaderską w Polsce, która zrealizowała profesjonalne sesje Motion Capture do największego polskiego hitu eksportowego – gry Wiedźmin. Przed wami nikt u nas tego nie robił. Jak to się stało?

Pewnego dnia zostaliśmy zaproszeni na casting do tworzonej gry. Były to początki całego projektu i autorzy poszukiwali pomysłu na styl postaci Wiedźmina. Nikt nie wiedział jeszcze jaką opcję wybrać, ile osób będzie potrzebnych. Dla nas ogromną szansą był już sam casting.

Była duża konkurencja?

Bardzo. Była grupa z Ukrainy, z Czech, wiele grup z Polski. Poziom był bardzo wysoki. Zgłosiły się np. stowarzyszenia fechtunku europejskiego. Najbliżej chyba była grupa z Czech, ale udało nam się wygrać.

Co o tym przesądziło? Bo chyba poza sprawnością fizyczną, ważna była wiedza i doświadczenie.

Tak. Na Aikido był miecz, do tego treningi w bractwie rycerskim i nauka europejskiego fechtunku. Na pierwszy pokaz dla CD Projektu przygotowaliśmy bardziej „egzotyczny” pokaz, głównie walki wschodniej i fechtunek mieczem japońskim, który jest bardzo charakterystyczny. Jednak zamysłem twórców gry nie było zrobienie z Wiedźmina samuraja, ale słowiańskiego (nie europejskiego – co jest bardzo ważne) wojownika, bo oddawało to klimat naszego kręgu kulturowego.

 

Co stanowiło na tym etapie jakiś większy problem? 

Moim dążeniem było opracowanie czy dopracowanie wizji Wiedźmina, którą Sapkowski opisał bardzo tajemniczo lub po prostu niejasno. Wiadomo było, że miało być dużo piruetów i miało być „finezyjnie” (śmiech). Także ułożenie całej koncepcji walki i poruszania się było naprawdę sporym wyzwaniem. Jednak dzięki fascynacji prozą Sapkowskiego i walkami Wiedźmina w ogóle, udało się nam, jako grupie, wygrać casting.

I później zostaliście zaproszeni na drugi casting, tylko z innym repertuarem, tym bardziej „europejskim”?

Tak. Pamiętam, że jak dostałem telefon z wiadomością o tym, że się spodobaliśmy i żebyśmy przyszli ponownie, byłem wtedy na Ukrainie i czekałem na pociąg powrotny do Polski.

Drugi casting był już inny?

Rozmawialiśmy już o konkretnych rozwiązaniach. Wymagało to od nas nie tylko sprawności fizycznej, ale i dużej wiedzy o tym, co robimy. Walka miała być realistyczna i oczywiście brutalna i „brudna”. Patrząc na taką walkę, widz miał mieć wrażenie, że to nie jest żadna „szopka” – miało nie być wątpliwości, kto w walce jest prawdziwym „kozakiem” i żeby nie można było mówić „a jakby się postawiło koło siebie Wiedźmina i kogoś utytułowanego z MMA, to Wiedźmin by przegrał”.

To, co robiłeś w grze bardzo odbiega od rzeczywistości?

Realia gry rządzą się swoimi prawami. Pewne rzeczy nie mogły być robione przeze mnie na pełnej prędkości. Geralt w grze, zwłaszcza w „jedynce”, był dosyć mały – w grze (śmiech). Nie mogło być tak, jak opisywał Sapkowski, że nikt nie widział ruchów ostrza. Na grę nie dało się tego przenieść. Ruchy musiały być estetyczne i dokładne i na tym się skupiałem. Różne czynniki składały się też na końcowy efekt, np. pewne elementy ruchów były przyspieszane lub spowalniane, w kontekście i dopasowaniu czy dostosowaniu do praw fizyki,  ruchów przeciwnika, tzw. reaktywności (czyli cios od razu po kliknięciu) i wreszcie w kontekście reakcji przeciwnika.

A jak Twoja praca przy grze wyglądała na co dzień?

Pierwsza sesja była we Francji w studiu „Animazoo”. Później, też przy „jedynce”, pracowaliśmy w studio w Niemczech, we Frankfurcie. 8 godzin ciężkiej pracy dziennie. Oczywiście nie była to praca 5 dni w tygodniu, non stop. W zależności od potrzeb, raz na jakiś czas po prostu przylatywaliśmy do Frankfurtu. Od półtora roku nagrywamy w Alwerni pod Krakowem w studiu „Alvernia”. Pierwszą część nagrywaliśmy w sumie 2 lata. Później wyszedł dodatek i ukończyliśmy wersję na konsolę („Raise of the White Wolf”), pełen „mokap”, nawet trailer gry był zrobiony przez Tomka Bagińskiego, jednak nie znalazła się ona na rynku. Szkoda, bo włożone zostały w ten projekt ogromne pieniądze.

Projekt na konsolę nie ujrzał półek sklepowych, ale chyba jakiś winny jest, prawda?

Śmiech.

To żeby nie było, że Ty to powiedziałeś – wszystko wina Francuzów. A zmieniając temat, bo jeszcze będziemy rozmawiać nie raz nie dwa. Jakieś 30 min temu zeszliśmy z komina w Kawęczynie. Jakie są Twoje wrażenia?

Nie wiem, co można powiedzieć niebanalnego, czego nie może powiedzieć każdy, kto tam wyszedł i zobaczył panoramę Warszawy. Może to, że chciałbym się co rano budzić i wychodzić na balkon z takim widokiem. Fajnie byłoby tam zabrać swoją kobietę. W skrócie – rewelacja.

 

Od czasu do czasu przyjeżdżasz do mnie do Ząbek. Urodziłeś się i wychowałeś na Targówku, co nie jest daleko. Co myślisz o naszym mieście?

Powietrze, paradoksalnie blisko komina (śmiech) jest świetne. Zazdroszczę Wam tutaj bliskości lasu, natury. Wieczorem zapach lasu w zasięgu spaceru to naprawdę kapitalna sprawa. Są ludzie, którzy dobrze znoszą mieszkanie w wielkich aglomeracjach, w Centrum. Obecnie mieszkam właśnie w Centrum i jakoś nie czuję się tam dobrze. Brakuje mi ciszy, zieleni, drzew w ilości więcej niż jedno na małym skwerze. No ale u Ciebie pod blokiem to asfalt jest zwinięty… (śmiech).

No tak, żeby nie ukradli. A tak poważnie, to jak już zauważyłeś – sporo się w Ząbkach dzieje, następny raz, jak do mnie przyjedziesz, to paru miejsc nie poznasz.

No widać, widać. Ale co jest jednocześnie wadą i zaletą Ząbek – to ich bliskość do Warszawy. Komunikacyjnie, mówię tu o komunikacji miejskiej – to, może wyjazd czy dojazd tutaj nie jest wymarzony w godzinach szczytu, to jednak jest tu cisza i spokój.  A w nocy wszędzie jest blisko, jak nie ma korków.

A coś szczególnego odnośnie Ząbek zapadło Ci w pamięci, poza oczywiście panoramą widzianą z wysokości komina?

Tak, bo już parę lat temu, jak do Ciebie przyjechałem za pierwszym razem, jeszcze jak nagrywaliśmy pierwszą część Wiedźmina, to o 3 w nocy, przy Chełmżyńskiej dostaliśmy mandat. Nigdzie żywego ducha, nawet samochody nie jeździły, a zatrzymał nas nieoznakowany radiowóz, a że się zagadaliśmy to mieliśmy jeszcze w rękach puszki z resztką piwa. Jeszcze żebyśmy się jakoś niewłaściwie czy głośno zachowywali.

No faktycznie. Ale chyba ta przygoda nie zraziła Cię do naszego miasta?

Bynajmniej. Bardziej już chyba do policji (śmiech).

 

Nie będziemy na razie jeszcze zdradzać naszym Czytelnikom większych szczegółów, ale wkrótce ruszamy z konkursem pisarskim dla Ząbek. Ufundowałeś w nim kilka nagród, m.in. drugą część „Wiedźmina”. Zgodziłeś się również zasiąść w składzie jury konkursu, gdzie poza naszą Redakcją, będzie również np. Zastępca Burmistrza w Ząbkach, Pan Artur Murawski. Chciałem z tego miejsca bardzo serdecznie Ci za to podziękować.

Nie ma za co, naprawdę. Ja ze swojej strony cieszę się, że miałem okazję, żeby coś takiego zrobić. Bardzo mi się podoba to, co robicie. Poza tym, jeszcze nie zasiadałem w jury (śmiech).

Bardzo Ci dziękuje za rozmowę i mam nadzieję, że niedługo Czytelnicy będą mogli przeczytać kolejny wywiad z Tobą.

Nie ma problemu. Też mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę zaproszony.

–  

Zachęcamy wszystkich Czytelników do przesyłania na adres redakcji (redakcja@zabki24.pl) pytań do Maćka. W następnej naszej rozmowie zadam mu każde z nich i na portalu znajdą się odpowiedzi. Maciek zażartował również nieoficjalnie, że poza pytaniami, Czytelniczki mogą podsyłać swoje zdjęcia czy wymiary… Ponieważ obaj mamy poczucie humoru – zdecydowałem się jednak to zamieścić.

Serdecznie zapraszamy do naszego internetowego wywiadu z Gwiazdą!

Poniżej zostawiam jeszcze link do filmu z planu zdjęciowego gry „Wiedźmin 2”: //www.youtube.com/watch?v=RLY6ILjFjaU

Oraz innych filmów grupy Stunt Forces dostępnych na Youtube: //www.youtube.com/user/StuntForces#p/u

Adam Lelonek

Redaktor Naczelny Portalu zabki24.pl

Facebooktwitterlinkedin


« (Poprzednia wiadomość)
(Następne wiadomości) »