Relacja z obozu harcerskiego – “Gawra”



Jak co roku Komenda Hufca ZHP Ząbki przy ulicy Westerplatte 1/11 zorganiowała integracyjny obóz harcerski, w którym wzięły udział dzieci ze Świetlicy Środowiskowej nr.1 “Harcówka” w Ząbkach. Już po raz siódmy obóz został zlokalizowany pod Piasutnem w gminie Świętajno nad jeziorem Nożyce (GPS: 53.615696, 21.197841).
4 lipca dzieci ze Świetlicy nr1 i nr2 w Ząbkach wraz z harcerzami pod okiem 18 osobowej kadry wyruszyło na przygodę, która na całe życie pozostanie w ich pamięci. Wiem, ponieważ sam miałem przyjemność spędzenia 3 tygodni na takim samym obozie kilkanaście lat temu. Muszę przyznać, że jadąc do Piasutna miałem nadzieję, że niewiele się od tamtej pory zmieniło. Nie zawiodłem się. Widok kilkunastu wojskowych namiotów i spektakularna brama wejściowa do obozu naprawdę robi wrażenie.
Na miejscu przywitała nas Komendant obozu, Elżbieta Klimkiewicz. Ze względu na to, iż przybyliśmy późnym popołudniem, od razu przeszliśmy do zwiedzania obozowiska. Z wielkim entuzjazmem skierowaliśmy pierwsze kroki do stołówki… ale o tym za chwilę. Następnie poszliśmy ścieżką, która przebiegała tuż obok “obieraka”, w którym niesforni obozowicze szlifowali swój charakter i dyscyplinę obierając ziemniaki. Muszę się przyznać, że sam, jako kilkunastoletni chłopak spędziłem parę godzin na “struganiu” obierek, ale bardziej traktowałem to jako fajną zabawę i urozmaicenie niż “karę”.
Na końcu ścieżki naszym oczom ukazała się niewielka plaża i jezioro, gdzie pod okiem opiekunów i ratownika szalały dzieciaki. Woda nie dość, że czysta to i ciepła, aż się chciało wskoczyć i popływać. Jednak nie przyjechaliśmy tam dla zabawy, nie mówiąc o raczej niewielkich zasobach czasowych. Idąc wzdłuż ścieżki mijaliśmy niewielki pomost, na którym oboźny wraz z kwatermistrzem oddawali się przyjemności łowienia ryb. Trzeba przyznać, że choć ryby niewielkie, to było ich całkiem sporo.
Nasz krótki szlak zaczął gwałtownie piąć się w górę. Po krótkiej wspinaczce dotarliśmy do suszarni, gdzie na sznurkach wisiało tyle ubrań, że możnaby otworzyć spory sklep odzieżowy. Jako ciekawostkę, pani Ela pokazała nam, jak obóz idzie z duchem czasu. Za moich czasów o polowym prysznicu można było tylko pomarzyć. A tu? Proszę, jest prysznic. Mówiąc o nowinkach nie sposób nie wspomnieć o tym, że czasy polowej latryny już dawno minęły. W ich miejscu stanęły przenośne toalety.
Zbliżał się czas kolacji. Ruch w obozie tylko pozornie zamarł. W namiotach wszyscy uwijali się jak w ukropie, aby zdążyć się przebrać, przygotować menażki i sztućce, a przy okazji znaleźć chwilę, żeby porozmawiać o tym, co działo się w ciągu dnia.
Sielankowy nastrój przerwał głośny gwizdek Druha Oboźnego. Padła komenda: “Za pięć minut z menażkami zbiórka na placu!”. Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Już kilka chwił później z namiotów zaczęli się wyłaniać obozowicze. Pełna dyscyplina. Po komendzie “w szeregu zbiórka” każdy namiot meldował się do raportu. Gdy drużynowy stwierdził, że zastęp jest gotowy do kolacji, rzucał komendę “do stołówki marsz” i wszyscy grzecznie, równym tempem pomaszerowali tam, skąd unosił się niesamowity zapach z polowej kuchni. My również udaliśmy się w tamtym kierunku.
Stołówka nie przypominała tej samej sprzed kilkudziesięciu minut. Przy stołach uginających się od kanapek, warzyw, naczyń z kompotem oraz oczywiście ciepłym daniem, stała długa kolejka. Bez przepychania, spokojnie… dla wszystkich starczy. Dzięki uprzejmości kadry obozu, zespół redakcyjny rownież miał przyjemność dołączenia do tej niecodziennej dla nas uczty. Danie główne… fasolka po bretońsku. Pyszna! Zresztą jak wszystko! Panie kucharki stanęły na wysokości zadania. Z tego co słyszeliśmy, takie pyszności serwowane były każdego dnia. Cóż lepszego na obozie, po całym dniu, jak nie proste, ale smaczne jedzenie?
Po kolacji oczywiście każdy sam zmywał naczynia. Trwało to zaledwie kilka chwil, gdyż każdy znając rozkład dnia wiedział, że czekała ich jeszcze część wieczorna. Niestety, z powodu kapryśnej pogody, zaplanowana na czwartkowy wieczór dyskoteka musiała zostać odwołana i w zamian odbyło się tradycyjne śpiewanie przy “kominku”. Około godziny 20:15 wszyscy byli już gotowi udać się do specjalnego namiotu, gdzie w centralnym jego punkcie zapłonęło prowizoryczne ognisko. Wokół usadowili się obozowicze i kadra. Po krótkim strojeniu instrumentów zabrzmiały pieśni harcerskie, leśne oraz szanty. Atmosfera, która przy nastrojowym świetle “kominka”, dzwiękach muzyki i śpiewu zdawała się mieć w sobie coś magicznego napewno na długo zostanie w naszej pamięci. Niestety, co dobre szybko się kończy. Czas było wracać.
W trakcie trwania obozu odbyły się dwie wycieczki. Pierwsza była do Szczytna w ramach zapoznania się z miastem, a druga do Mikołajek. Tam dzieci skorzystały z basenów Tropikana w Hotelu Gołębiewski. Pod opieką wykwalifikowanych osób pływały również motorówką i katamaranem po Jeziorze Mikołajskim.
W drugim tygodniu obóz odwiedziła grupa survivalowa „SKAUT”. Instruktorzy przygotowali mnóstwo atrakcji dla obozowiczów. Największą popularnością cieszyły się wszelkiego rodzaju wspinaczki i zjazdy linowe. Świetną zabawą było także rodeo, spacer po wodzie w ogromnej pompowanej piłce i zawody paintballowe.
Dzieci najwięcej czasu spędzały na zażywaniu kąpieli wodnych i słonecznych, doskonaleniu technik harcerskich, biegach i grach terenowych. Wieczory to niezapomniane, wspólne chwile przy dziwękach gitar, obozowych piosenkach i blasku ogniska. Ponad to na obozie odbyło się: pasowanie na obozowicza, festiwal piosenki, olimpiada sportowa i śluby obozowe.
Redakcja portalu zabki24.pl pragnie serdecznie podziękować za możliwośc spędzenia tych kilku chwil w obozie Gawra. Za rok znowu Was odwiedzimy.
Tekst: Piotr Strzałkowski/Adam Lelonek
[nggallery id=29]
Zdjęcia: Piotr Strzałkowski


