Dixie Warsaw Jazzmen – wywiad



Wywiad z Zygmuntem Krzysztofem Jagodzińskim, leaderem zespołu Dixie Warsaw Jazzmen.
Rozmawia Paulina Witak
W jaki sposób powstała nazwa zespołu ,,Dixie Warsaw Jazzmen”?
– Nazwa zespołu jest wynikiem mojego pewnego przemyślenia. Zależało mi na tym, by łączyła w sobie rodzaj muzyki, czyli dixieland, z miejscem powstania zespołu – Warszawą, a słowo Jazzmen odnosić się ma do muzyków. ,,Dixie Warsaw Jazzmen” zawiera wszystkie elementy dzięki którym nie trzeba się domyślać kim jesteśmy. W wolnym tłumaczeniu oznacza to ,,muzyka dixie grana przez warszawskich muzyków”.
Jak wygląda geneza założenia zespołu i co spowodowało taki wybór?
-Ten rodzaj muzyki uprawiam od 45 lat, moi koledzy również. Muzyka ta w Europie zagościła w okresie belle époque (międzywojennym), czyli okresie błogiego spokoju i pewnego dostatku. Stała się wówczas podstawą muzyki rozrywkowej ze swoją charakterystyczną piękną linią melodyczną i pulsującym rytmem. Natomiast podwaliny dixielandu powstały w Nowym Orleanie. „Głos Ameryki” (m.in.) pozwolił nam zetknąć się z tą muzyką i zachłysnęliśmy się nią. Pierwsze ostrogi zdobywaliśmy w klubach studenckich takich jak „Stodoła”, „Hybrydy” i kilku innych, jako ludzie grający w różnych zespołach. Powoli krok po kroku zaczęliśmy traktować to zajęcie w pełni profesjonalnie. W ten sposób zaistnieliśmy w Polsce, a potem w Europie. Nasze drogi krzyżowały się nie jednokrotnie aż do momentu, w którym utworzyliśmy zespół DWJ.
Jak przyjmowana jest Wasza muzyka przez publiczność?
– Ku naszemu zaskoczeniu muzyka ta przemawia również do ludzi młodych, którzy przecież odcięci są od jej korzeni. Rodząc się słuchają muzyki POP nie wiedząc, że istnieje inny rodzaj muzyki, która jest piękna, pasująca do każdej okoliczności. Nasza muzyka towarzyszy ludziom od ich narodzin aż po zejście z tego świata, stąd też znajdujemy wielu jej odbiorców. Ludzie, którzy raz nas usłyszeli chętnie sięgają ponownie po nasze nagrania, znajdując w nich pogodę ducha, spokój, radość oraz osiągają pozytywny stosunek do otaczającego świata.
Można zatem powiedzieć, że jest Pan ,,muzykiem z powołania”?
– W każdym zawodzie są dwa sposoby na jego uprawianie. Jeden sposób to powołanie i towarzysząca temu pasja, a drugi zaś to tylko wyuczenie się go, inaczej mówiąc można być wykształconym, bardzo dobrym murarzem, ale można także być murarzem-twórcą, artystą. Dlatego wyróżniam co jest zawodowstwem, a co profesjonalizmem. My jako zespół w dalszym ciągu kontynuujemy naszą pracę pomimo naszego dość zaawansowanego wieku i będziemy robić to do końca naszych dni, o ile pozwoli nam na to zdrowie i nie zawiedzie pamięć.
Czym różni się forma muzyki jazzowej od muzyki klasycznej?
– Muzyka operowa, klasyczna jest formą zamkniętą. Obowiązuje w niej pewnego rodzaju dyscyplina -granie utworów „od kropki do kropki”. Nie ma marginesu na moje „ja”. Natomiast w muzyce uprawianej przez nas (dixielandzie), która jest również formą zamkniętą, jest pole dla tzw. inwencji twórczej. Utwór który dobrze znamy brzmi za każdym razem inaczej. Powtarzanie dokładnie tego samego zagrania stałoby się rutyną, i nie ma nic wspólnego z improwizacją co jest tak charakterystyczne dla tej muzyki. Jest to zasadnicza różnica w podejściu do muzyki.
Czy w trakcie koncertów zespołu zdarzały się nietypowe, szczególne sytuacje, które zapadły Panu w pamięci?
– Oczywiście, że tak. Jakiś czas temu graliśmy w Szczytnie na festiwalu jazzowym. Kiedy zakończyliśmy występ i chwyciliśmy za instrumenty, by móc zejść ze sceny, nagle jakiś miejscowy muzyk zaczął grać dla nas w podzięce przepiękny utwór na harmonijce ustnej! Świadczy to tylko o tym, jak bardzo była poruszona jego dusza naszym koncertem. Było to piękne i zaskakujące przeżycie zarówno dla nas jak i dla publiczności.
4 września odbędzie się w Markach impreza pod hasłem ,,Mała Mila Marecka” w trakcie której Pański zespół będzie czynnie uczestniczył. Co skłoniło Was do wzięcia udziału w tym wydarzeniu?
– Nasza obecność na tej imprezie jest ogromną zasługą radnego miasta Marki – pana Marka Szczepanowkiego. Jesteśmy mu bardzo wdzięczni, ponieważ zapraszając nas udowodnił, iż warto jest jeszcze prezentować naszą muzykę. Dzięki takim właśnie ludziom wiemy też, że to nie ten czas by ta muzyka umierała. I chociaż takich wspaniałych ludzi jak pan Marek Szczepanowski jest zaledwie garstka, mamy nadzieję, iż częściej podobnych będziemy spotykać.
,,Dixe Warsaw Jazzmen” miał okazję już raz koncertować w Mareckim Ośrodku Kultury. Czy podobała się Panu ta publiczność?
– Nie tylko ja, ale cały zespół był zaskoczony wspaniałym przyjęciem przez marecką publiczność. Po pierwsze zgromadziła się pełna sala ludzi, a po drugie ludzie wykazali się precyzyjną, żywą reakcją. Tylko najbardziej wyrobieni odbiorcy potrafią tak reagować.
[przyp. red. – o tym wydarzeniu, czytaj więcej tutaj]
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie można zobaczyć DWJ w Markach?
– Jest to dla nas troszkę inna sytuacja, gdyż będzie to gra na powietrzu, dla szerszego spectrum publiczności. Wszystkich, którzy chcieliby nas zobaczyć gorąco zapraszamy, wstęp jest wolny. Zachęcam również do odwiedzenia oficjalnej strony internetowej naszego zespołu //www.dixiewarsawjazzmen.pl/. Znajdą tam Państwo szczegółowe informacje o zespole i bezpośredni kontakt do mnie. Jeśli spodobamy się Państwu, to być może nie będzie to nasz ostatni występ w Markach.
Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazję porozmawiać.
Również bardzo dziękuję.
Rozmawiała Paulina Witak
Zdjęcia: Krzysztof Jaszczak


