Main Menu

Ucieczka od cywilizacji: dwuletni rejs po Europie – Wywiad z Magdaleną Banasik

Facebooktwitterlinkedin

Ucieczka od cywilizacji: dwuletni rejs po Europie – Wywiad z Magdaleną Banasik

Redakcja zabki24.pl ma przyjemność przedstawić Państwu drugą odsłonę „Ząbkowskich pasji” – cyklu poświęconego nietypowym hobby mieszkańców Ząbek. W odcinku drugim – wywiad z Magdaleną Banasik, której rodzina wybrała się w dwuletni rejs po Europie.

Miasto to nie tylko długość i szerokość geograficzna, zbiór ulic i budynków. To przede wszystkim mieszkańcy. Ich pasje, przygody, życie, doświadczenia. Ząbki skrywają przed nami tysiące historii… dlatego cieszymy się, że możemy przedstawić naszym Czytelnikom jedną z nich, przy tym na tyle wyjątkową, że wielu może o niej tylko marzyć. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Panią Magdą.

Rozmawia Adam Lelonek.

Dwoje rodziców, dwoje małych dzieci i 8 metrowa żaglówka o nazwie „BIMSI”. 14 Czerwca 2008 roku wyruszyli z Ząbek do Gdańska, a stamtąd w 2-letni rejs zataczając pętlę po europejskich wodach śródlądowych i morskich. Ich trasa biegła przez Bałtyk, kanały i rzeki Niemiec i Francji, Morze Śródziemne wzdłuż francuskich, hiszpańskich i włoskich wybrzeży oraz dookoła Balearów, Sycylii i Sardynii.

Skąd pomysł na tak długi rejs?

Rodził się on w naszych głowach od wielu lat, ale przez większość czasu pozostawał w sferze marzeń, chociaż staraliśmy się cały czas do niego zbliżać. A tak konkretnie, to do ostatecznej decyzji przyczyniło się życie w cywilizacji XXI wieku. Zarobieni rodzice, dzieci porozrzucane po przedszkolach, opiekunkach. Niby norma, ale coś nam mówiło, że niekoniecznie tak musi być. I wtedy bardzo szybko podjęliśmy decyzję, że jak nie teraz, to nigdy.

W jakim wieku były dzieci jak rozpoczynaliście rejs?

Ida miała 1,5 roku, a Igor 4 lata. Mieliśmy 2 lata czasu do obowiązkowej zerówki synka.

Czy mieliście duże doświadczenie w pływaniu, przecież taki rejs po morzu to duże wyzwanie?

Tak, to prawda, jest to ogromne wyzwanie. Wtedy wydawało mi się, że mieliśmy całkiem spore doświadczenie (oboje mieliśmy stopnie sternika jachtowego), ale w trakcie rejsu było ono niejednokrotnie weryfikowane przez otaczające nas warunki. Staraliśmy się za każdym razem wyciągać pozytywne wnioski i nie powtarzać błędów.

Bywało niebezpiecznie?

Czasami… ale wydaje mi się, że dużo więcej niebezpieczeństw czyha na nas na zwykłych drogach, przejazdach kolejowych czy w środkach komunikacji publicznej niż na morzu.

A jak z pracą, po prostu ją zostawiliście? Czym się zajmowaliście, na co dzień?

Mąż pracował w branży informatycznej, a ja od kilkunastu lat w turystyce. I tak po prostu ją zostawiliśmy. Nikt nie chciał się zgodzić na 2 letni urlop. Nawet bezpłatny.

Dzieci szybko przywykły do „bujającej” rzeczywistości?

Z nimi nie było najmniejszego problemu. Dla nich dom był tam, gdzie byliśmy. Nie przeszkadzała im mała powierzchnia, zresztą zatrzymywaliśmy się często, aby im zapewnić swobodę do zabawy i wybiegania się. Zabawki wypełniały połowę jachtu, więc o nudzie nie można było mówić. Zmieniający się codziennie krajobraz też był dodatkową rozrywką.

Czyli dobrze znosiły żeglugę?

Może nawet lepiej niż my z mężem (śmiech). Młodsza córka w ogóle nie odczuwała skutków choroby morskiej, Igora na dużych falach czasem mdliło, zwłaszcza, kiedy BIMSI podnosiła się 1,5 metra w górę i szybko opadała w dół. Najbardziej pomocny był sen, więc jak trafialiśmy na gorsze warunki, to często przesypiały ten okres. Zwłaszcza podczas nocnych przelotów, one spokojnie bujały się w śpiworach, a my „walczyliśmy” na zewnątrz.

Czy w czasie rejsu zaplanowaliście czas na edukację dzieci?

Oczywiście, chociaż nie były jeszcze w wieku obowiązkowej nauki. Mieliśmy mnóstwo zestawów kolorowanek, zeszycików z zadaniami, zestaw przedszkolny dla starszego dziecka dla 4-o i 5-latków oraz książeczki, bajki do słuchania. Mam wrażenie jednak, że sama podróż była dla nich najlepszą formą edukacji w wielu dziedzinach. Nie wszystko zapamiętały ze względu na wiek, ale już teraz widzimy, że ten wyjazd był dobrym pomysłem.

Jak znajomi, rodzina zareagowali na Wasz rejs?

Najpierw nie wierzyli, potem pukali się w głowę, że zostawiamy wszystko, a na koniec… chyba trochę żałowali, że też nie płyną. Część z nich odwiedziła nas w czasie rejsu. Mieli spory wybór, jeżeli chodzi o kraje czy miejsca, a pokład naszej BIMSI jakoś się zawsze „rozciągnął”, aby wszystkich przyjąć.

Zapytam nieśmiało, czy duży był koszt takiej wyprawy?

No to jest dobre pytanie i na pewno odpowiedź dla wielu będzie zaskakująca. Wydawaliśmy 1/3 tego, co normalnie na życie w Ząbkach. Fakt, że rejs był mocno ekonomiczny (żadnych ciuchów, knajp, kina, prezentów, abonamentów, itd.). Nie mieliśmy samochodu tylko rowery do przemieszczania się po lądzie, więc to też nie kosztowało, jacht miał 2 baterie słoneczne, więc energia była bezpłatna, woda z miejskich ujęć, wiatr w żaglach „za friko”. Nie chorowaliśmy w cieplejszym klimacie, więc odszedł poważny wydatek na lekarstwa, zwłaszcza na dzieci. Przez większość czasu nie staliśmy w portach tylko na kotwicy, w portach rybackich, gdzie się dało – byle bezpłatnie.

Czyli głównym wydatkiem było jedzenie?

W zasadzie tak, kupowaliśmy półprodukty, zawsze lokalne, najtańsze, sezonowe i przygotowaliśmy wszystko na jachcie. Piekliśmy nawet chleb.

Jak długo trwała wasza podróż?

Dokładnie 2 lata i 27 dni. Przepłynęliśmy 2650 km po wodach śródlądowych i 3050 mil morskich. Średnia wychodzi trochę kiepska, ale nie były to regaty typu Ocean Race a dwóch członków załogi było jeszcze prawie w pieluchach.

Tego typu podróż jest na tyle wyjątkowa, że nie mogła pozostać bez echa. Chyba nie tylko w Polsce, bo dzięki aspektowi czasowemu i rodzinnemu, także w Europie czy nawet na świecie. Czy odezwał się do Was ktoś po całej wyprawie? Były jakieś światła fleszy, czerwone dywany, wywiady, nagrody?

Bez przesady, aż takiego oddźwięku  nie było, ale bez echa też  nasza podróż nie pozostała. Dostaliśmy wiele maili – miłych i serdecznych od zainteresowanych tematem ludzi. Poza tym, otrzymaliśmy  wyróżnienie w dorocznym konkursie „Rejs Roku” i „Srebrny Sekstant”. Pochwalę się, że są to najwyższe trofea żeglarskie przyznawane w Polsce przez Ministra Infrastruktury, za rejs rodzinny. Miło było stanąć obok takich sław, jak Kapitan Radomski z jachtu „Czarny Diament”, który po 32 latach rejsu powrócił do kraju. My nie opłynęliśmy świata dookoła (jeszcze!) lecz wybraliśmy taką trasę, aby była ona możliwa do pokonania z małymi dziećmi. I udało się!

Żeglarstwo w Polsce nie cieszy się chyba aż tak dużą popularnością jak w krajach Europy Zachodniej. Dalej pozostaje czymś kojarzącym się z elitarnością i… powiedzmy „większymi zasobami portfela”. Czy potwierdzisz taki powszechnie panujący pogląd?

Żeglarstwo w Polsce rozwija się mocno, ale tylko na śródlądziu i to głównie na Mazurach. Żeglarstwo morskie praktycznie nie istnieje, zwłaszcza jak porównamy ilość portów i jachtów do tej samej powierzchni gdziekolwiek w Europie. I nie jest to tylko kwestia finansów. Fajny, używany jacht można kupić w cenie samochodu. Ale niewielu kupuje. To samo dotyczy czarteru jachtów na morzu. Ceny są porównywalne z Mazurami, ale pływa znikomy procent. Może od kilku lat trochę więcej żeglarzy czarteruje wakacyjnie łódki na Morzu Śródziemnym. Jednak czy klimat może być usprawiedliwieniem? Spójrzmy na Szwecję, gdzie jachtów jest więcej niż mieszkańców lub Niemcy, które mają identyczny klimat jak my.

Co było najtrudniejsze w całej podróży?

Pranie ręczne (śmiech). Ale na poważnie, to najtrudniejsze były kompletnie nieprzewidywalne zdarzenia. Takie jak np. kradzież naszego pontonu na Sycylii, wypadek na rzece Ren. Nadwerężały nas finansowo i psychicznie. Męczyły nas również nocne wachty na morzu. Co prawda staraliśmy się rzadko pływać nocą, jednak jak już się zdarzyło, to potem odespanie przy dwójce „czynnie działających” dzieci było trudne.

Co najbardziej zostało Ci w pamięci – widok, moment?

Wiesz, po dwóch latach, gdy prawie codziennie widoki i momenty były inne, ciężko zdecydować się na ten jeden. Najpiękniejsza chyba była po prostu wolność. Robisz co chcesz, kiedy chcesz…

Czy możesz polecić taką podróż innym?

Oczywiście, że mogę, ale słabo z kandydatami. Ludzie są tak przyzwyczajeni do życia, jakie prowadzą, że nieliczne jednostki są w stanie wyobrazić sobie wyjazd dłuższy niż dwutygodniowe wakacje. Aczkolwiek zachęcam każdego do podjęcia jakiegoś wyzwania, bo życie jest tylko jedno. I wbrew pozorom najtrudniejsza jest decyzja, a potem to już z górki.

Opisywaliście gdzieś całą eskapadę?

Tak, mamy swoją stronę i planuję w przyszłości wydanie książki o naszym rejsie. Mam nadzieję, że się uda. Wszystkich zainteresowanych zapraszam na naszą stronę internetową: //www.bimsi.home.pl/.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że z racji Twojej pracy w zespole redakcyjnym naszego Portalu, Czytelnicy jeszcze nie raz będą mogli o Tobie usłyszeć i oczywiście dowiedzieć się od Ciebie jeszcze wielu ciekawych rzeczy, jak chociażby z Twoich artykułów poświęconych turystyce.

Ja również dziękuję i pozostaje mi tylko… mieć taką samą nadzieję (śmiech).

 

Rozmawiał Adam Lelonek

Facebooktwitterlinkedin


« (Poprzednia wiadomość)