Main Menu

Prawdziwa polska palma

Facebooktwitterlinkedin

Prawdziwa polska palma

Widelcem o talerz

„Wszyscy rodzimy się nieświadomi, ale potrzeba ciężkiej pracy, aby pozostawać głupim”.

Benjamin Franklin

Jakoś tak ostatnio się składa, że przez ostatnie dni, a właściwie i tygodnie, które zamieniły się w miesiące, więcej rozmawiam o pisaniu niż piszę. Pocieszające jest w tym wszystkim to, że jakby na to nie patrzeć, obecny jestem w bardzo wielu artykułach i publikacjach… o czym ich odbiorcy nie wiedzą, aczkolwiek dzięki tej sytuacji zaczynam w końcu być na tropie odpowiedzi na zawsze nurtujące mnie pytanie – dlaczego pisarze, a zwłaszcza ci najlepsi, nie napisali więcej? Dlaczego nie poświęcali każdej wolnej chwili na tworzenie nowego arcydzieła, powieści czy opowiadania? Nie zaliczając się samemu tyle do grupy wybitnych, ile po prostu piszących, wszystko może wskazywać na prosty fakt, że nie mieli czasu…

Za oknem jest już lato, jak zwykle nie wiadomo skąd, i upały, których ani ja, ani moje zbędne kilogramy (również nie wiadomo skąd) nie darzymy większą sympatią. Niby nie jest to klimat tropikalny i palmy u nas nie rosną, jednak wciąż mam wrażenie, że coraz to nowym osobom ona odbija. Naszej krajowej telewizji nie oglądam już od dawna, bo szkoda mi zdrowia, ale inne media także chcą, aby osoba inteligentna musiała przyjmować je zgodnie z zaleceniami lekarza lub farmaceuty.

Z tego miejsca chciałbym serdecznie pozdrowić najwybitniejszych polskich satyryków radiowych (hehehe), czyli Pana Powiatowego i jego średnio udaną kopię (ale czemu się dziwić, patrząc na pierwowzór), czyli Pana Powiatowego 2, czy, jak błyskotliwie określili go blogerzy z MLH – „tego drugiego”. To taka moja „satyra”, więc chyba nie wezmą tego „zbyt dosłownie”. Panie Tubo, istotnie zapisuje Pan piękną kartę w swojej publicznej działalności błazna lub precyzyjniej „wsiowego głupka” – już dawno nikt tak nie przyczynił się dla polskiego wizerunku na arenie międzynarodowej i dla dobrosąsiedzkich relacji między Polską, a Ukrainą. Towarzysz Stalin, gdyby żył, bez wątpienia byłby Panu niezmiernie wdzięczny, ale jego spadkobiercy w KP jakoś nie doceniają Pana geniuszu… Co za zaścianek intelektualny w tej Polsce i ciemnogród…

Nie chciałbym się w ogóle zajmować tego typu tematami, ale po pierwsze, strasznie mi się podoba ten reality show, jak „kulturowa rewolucja” zjada własne dzieci (czy tam 40latka ubierającego się jak dziecko), a po drugie, jako jeden z pierwszych obejrzałem na Youtubie „otwartość” doświadczonego, jakby na to nie patrzeć, dziennikarza, czyli wyżej wspomnianego Tuby, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że przejść obojętnie koło pewnych spraw się nie da. Atak na kamerzystę?! Czy takim wyjadaczom mogą aż tak puścić nerwy? Chyba, że był to kamerzysta z niewłaściwego medium. Mi zabrakło w tym 19-o sekundowym nagraniu pogodnych okrzyków wznoszonych ostatnio chociażby przez pana, że tak się wyrażę – posła – Niesiołowskiego. Ale jak nasza Kuba uszkodziła kamerę, to mogło się to nie nagrać… A język miłości przecież musi być propagowany. Tak jak wszelkie informacje o tym, kto dzieli, a kto nie dzieli społeczeństwa.

Teraz to dopiero trzeba będzie wytoczyć ciężkie działa. Ufam, że Tomek Lis z pewnością coś na to poradzi. Może teraz na okładkę „Nie nagrywajcie nas”..? I koniecznie ze zdjęciem i jak zwykle trafnym komentarzem Zbigniewa „Znam się na wszystkim” Hołdysa. I Jarosława „5000 maili” Kuźniara.

W całym epicentrum owego stanu rzeczy, debilnego jak ustanawianie nowych podatków przez ludzi określających się jako liberałowie lub ustawowe wprowadzanie „przejezdności” (?!) na nieukończonych drogach szybkiego ruchu, człowiek średnio nawet interesujący się własnymi procesami myślowymi może zadać sobie pytanie – co się stało nagle ze wszystkimi feministkami? Gdzie jest potępienie naszych najwybitniejszych tzw. „autorytetów moralnych”, którzy za mniej wyrafinowane żarty potrafili mieszać z pseudo-intelektualnym błotem autora słów? Żeby daleko nie szukać, wystarczy wspomnieć oburzenie po wypowiedzi śp. Andrzeja Leppera o tym, że nie można zgwałcić prostytutki. A tu cisza. Ani p. Kazimiery ani p. profesor Magdaleny. Parodiując stary już skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju – „psipadek?!”.

Czy część naszych mediów, dziennikarzy i publicystów myśli, że wywołali w społeczeństwie rozdwojenie jaźni czy sami już na nie cierpią? Ja nie dziwię się, że tyle ludzi w naszym kraju nie interesuje się zupełnie polityką i innymi istotnymi sprawami społecznymi. Bo i po co? Próbując znaleźć jakikolwiek skrawek cienia logiki na tej pustyni przypadku i głupoty można prędzej zabłądzić w poznawczych dysonansach, podwójnych standardach, wypromowanej i sowicie opłacanej hipokryzji, żalach i ambicjach, podłości z premedytacją i jeszcze innych zakamarkach naszych europejskich i światowych standardów show-biznesu, władzy i kariery.

Łatwiej jest, jak ktoś myśli o tych rzeczach za mnie. Łatwiej jest zająć się czymś innym i nie narażać się na krytykę. Łatwiej jest mieć lub nie mieć zdania, a jeszcze łatwiej o czymś nie rozmawiać, udawać, że się nie widzi. Szkoda czasu na przygotowanie merytoryczne. Trzeba obejrzeć serial. Później teleturniej. Nabrać kredytów na rzeczy, na które już teraz mnie ledwo stać i bez których też dałoby się przeżyć. Później trzeba myśleć o tym, jak je spłacać. Jak „kombinować”. Jeszcze później, jakby dalej nie wychodziło, trzeba pomyśleć, jak odpocząć po tym całym myśleniu i kombinowaniu. Serial, teleturniej, alkohol. Grill. A jak grill, to wiadomo… Jaka polityka? Jaka przyszłość? Jest dobrze. Mam plazmę. Samochód. Konsolę. To co, że w kredycie, kiedyś nic nie było w sklepach – a teraz?! Jesteśmy w Unii. PiS nie rządzi. Angela poklepała premiera po ramieniu. Mamy Euro 2012. Polacy wywiesili tyle flag – więcej niż w święta narodowe – gdzie tu kryzys polskości czy patriotyzmu? Jest fantastycznie.

No łatwiej jest żyć w alternatywnej rzeczywistości. Ale w jakiej by się nie żyło, jeśli człowiek wyrzeka się z własnej woli posiadania opinii, jej nie tyle wyrażania, ale weryfikacji i modyfikacji, to ktoś zrobi to za niego. Jednak prawdziwą sztuką jest zrobić to tak, że dana osoba nie zdaje sobie z tego sprawy. Posługując się analogią – żeby z gramatycznego punktu widzenia istniało zdanie, potrzebne jest orzeczenie, a nie podmiot. Dla idei też nie są potrzebne „podmioty”, ale wyznawcy. W tym wypadku, po jej stworzeniu, zarządzają nią podmioty, ale nie są oni jej odbiorcami, którymi są “zwykli” ludzie lub w węższym aspekcie – społeczeństwo. Tylko gdzie jest granica między byciem „podmiotem”, a byciem „przedmiotem”? Innymi słowy – pomiędzy autonomicznie podmiotowym wpływaniem na coś, a byciem przedmiotem czyichś wpływów?

Ile osób broniących teraz „poczucia humoru” Pana Powiatowego i „tego drugiego” oburzało się na holenderski portal, który strasznie szkalował Polaków? Może on też był satyryczny? Może Prezydent Obama ostatnio chciał pokazać swój talent komediowy? Tak jak wielu innych dziennikarzy z Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych… Czy można się w związku z tym dziwić postawie ukraińskiego MSZ’u? Nasz robi w takich sytuacjach dokładnie to samo. Ale pierwszy raz dotyka to jednego z „reżimowych” pupili. Nic tylko wbić nie-europejsko patriotyczną flagę (z logiem browaru) w psie odchody i wyjść na ulicę – taka tragedia!

Linia obrony jest taka, że w swoim programie chcieli żartować ze stereotypowego, „zwykłego Polaka” czy tam “polskiego chama”. Ciekawa konstrukcja myślowa. To znaczy pod względem karkołomności. Czyli „żartując” obrazili nie tylko miliony Ukraińców, praktycznie wszystkie kobiety niezależnie od narodowości, ale jeszcze własny naród. Jak tego bronić? A no nasze „gwiazdy”, „gwiazdki” i inni wolnomyśliciele (w sensie tempa) jednak dają radę. Tylko czy żeby powiedzieć coś śmiesznego, naprawdę trzeba kogoś obrażać? Wzbudzać takie emocje?

Ja mam dużo śmiesznych rzeczy. I tu nie trzeba się bardzo rozpisywać. Na przykład: powiedzieć o „polskich obozach śmierci” wręczając medal dla Polaka, który opowiedział światu o niemieckich obozach koncentracyjnych. Pociąg przyjechał o czasie. „Autostrady są w dobrym stanie” – powiedział premier wysiadając z samolotu. Polska gospodarka jest jedną z najsilniejszych w Europie. Druga linia metra. Pies Kory otrzymał pocztą środki na potencję (twierdzi jednak, że palenie marihuany nie ma z tym nic wspólnego). Zawodowy żołnierz popełnia samobójstwo z ranami postrzałowymi. To znaczy bez ran postrzałowych. Strzelając sobie w usta. To znaczy w skroń. To znaczy tak, jak ostatecznie zadecyduje Gazeta Wyborcza. Doda została katechetką. Kuba Wojewódzki zażartował. Prezydent się zamyślił.

Prawdziwy artysta nie potrzebuje odwalać chałtury, taniego zachwytu, klepania po ramieniu i „lajków” na Facebooku. Prawdziwy dziennikarz nie potrzebuje sensacji i „właściwego” pryzmatu patrzenia na rzeczywistość czy innego szkła kontaktowego. Prawdziwy mężczyzna potrafi powiedzieć przepraszam. Prawdziwy polityk, jak nie spełnia obietnic, nie kandyduje po raz drugi, tylko podaje się do dymisji. Prawdziwe dzieło, opinia czy pogląd obronią się same, a prawdziwa rzeczywistość jest tylko jedna.

Całe szczęście, że jest jeszcze niezastąpiona „Matka Madzi”, bo od tego wszystkiego można by było zwariować…

Adam Lelonek


 

 

Facebooktwitterlinkedin


« (Poprzednia wiadomość)
(Następne wiadomości) »