Moje, trochę chaotyczne, spojrzenie na Ząbki



Urodziłam się w Ząbkach. Mieszkam tu od lat. Tu się wychowałam. I tu wychowuję dzieci. Patrzę na moje Ząbki i widzę, że od lat w Ząbkach nic się nie dzieje. Wielu oburza się na takie stwierdzenie i wskazuje inwestycje: tunel, basen, nowa szkoła, ulice. Ale czy to wystarczy aby powiedzieć, że Ząbki to małe, miłe, podwarszawskie miasteczko, a nie coraz większa sypialnia Warszawy?
Nie, nie wystarczy. Rdzenni mieszkańcy Ząbek wiedzą, że od zawsze korzystali ze wszystkiego w Warszawie. Bo Ząbki zawsze były „małe”, za małe, a do Warszawy blisko, a tam „wszystko” było i jest. Jakie „wszystko”? No cóż, miejsca gdzie ze znajomymi można miło spędzić czas, napić się kawy, zjeść obiad czy pyszne ciastko.
W Ząbkach podstawową potrzebą, którą realizowali mieszkańcy, było przygotowywanie domowych posiłków i spożywanie ich, pielęgnacja ogródków, uczęszczanie do kościołów i… spanie.
Nikt nie przejmował się tym, ze drogi złe – w Warszawie były lepsze. Nikt nie narzekał, że smród z kolektora – w Warszawie nie śmierdziało (przynajmniej nie tak). No i autobus kursujący przez miasto był warszawski.
Dziś miasto się rozrosło. Przybyło wielu nowych mieszkańców. Powstały nowe osiedla pełne ludzi. Wszędzie widać mamy z pociechami w różnym wieku. Urzędnicy narzekają, że nawet połowa z tych napływowych osób nie ma meldunku w Ząbkach, przez co nie odprowadza tu podatków. Wiadomo, wpływa to na ilość pieniędzy w miejskiej kasie, a przez to na zdolność miasta do kolejnych inwestycji. A na inwestycje miasto wydało w ubiegłym roku 29 proc. budżetu. Ale czy naprawdę coś zmieni fakt, że w miejskiej kasie będzie więcej pieniędzy?
Mieszkańcy traktują Ząbki, jako sypialnię Warszawy. Można tu taniej niż w Warszawie kupić mieszkanie, a do Warszawy jest bliziutko. Do centrum Warszawy bliżej jest z Ząbek niż z niektórych dzielnic Warszawy, jak choćby z Ursusa. Jest dobra komunikacja. W siedem minut można dojechać do stacji Warszaw Wileńska pociągiem, a tam czeka już metro. Samochodem też można w miarę szybko dojechać, stojąc w korkach podobnych jak w Warszawie.
Brak szkoły średniej zmusza młodych ludzi do szybkiego usamodzielnienia się. Codzienne dojazdy do szkoły w Warszawie tylko utrwalają w nich poczucie, że wszystko co ważne można zrobić, załatwić i zorganizować w Warszawie, a nie w Ząbkach. Dla młodszych mieszkańców, Ząbki również nic nie oferują. Są orliki, ale aby z nich skorzystać trzeba się wcześniej „umawiać”. Na podwórzu szkolnym są stoły do tenisa, ale w dni wolne i po zajęciach, nikt się tam nie dostanie. Place zabaw są „za kratami”, dostępne dla wybranych. Na urządzenia fitness na świeżym powietrzu miasto nie ma pieniędzy, choć nie są to „powalające” koszty. Jest niewiele ścieżek rowerowych, a ich rozwój jest „w planach” – nikt nie wie jak odległych. Połatane drogi, z co czwartą dziurą zasypywaną “grysikiem”. Zapadające się studzienki. Asfalt wylewający się na chodniki, o ile są chodniki, bo najczęściej ich brak, a częściej brak… utwardzonej ulicy. To Ząbki dziś.
W mieście nie ma miejsca, gdzie można byłoby pospacerować, spotkać znajomych, zawrzeć nowe znajomości, zjeść przysłowiowy pucharek słodkości, i poleniuchować trochę, patrząc na dzieci bawiące się nieopodal. Nie ma centralnego miejsca, gdzie ludzie z każdej „strony” Ząbek mogliby być poznawać się i wymieniać poglądami. Nie ma miejsca na prawdziwą, cykliczną, miejską imprezę.
Dawno, dawno temu Tadeusz Tołwiński stworzył projekt Ząbek „miasta ogrodu”. Dziś tereny, które w planie były centrum miasta, są chaotycznie zabudowane.
Władze miasta do „miasta ogrodu” lubią się odwoływać, ale tylko odwoływać. Realna polityka sprzyja budowie kolejnych, anonimowych, wielkich, ogrodzonych osiedli mieszkaniowych, sypialni Warszawy.
Lata mijają, czas zaciera wspomnienia o „starych”, trochę sennych, zielonych, spokojnych, „przedwojennych” Ząbkach, a Ząbki, mimo „szumnych” zapowiedzi, nadal pozostają tylko sypialnią Warszawy. Miasto bez planów na przyszłość, bez wizji, zawsze będzie tylko „sypialnią”.
A może rację mają Ci, którzy mówią, że Ząbki są jak dziecko z nieprawego łoża. Rosną patrząc na dorastające obok, bogate rodzeństwo, zazdroszcząc im dobrego życia. Głośno krzyczą, że ze swym prawdziwym rodzicem nie chcą mieć nic wspólnego, a w duchu czekają na uznanie i dopuszczenie do majątku, i robią wszystko by się przypodobać. Pewnie, gdy stolica wyciągnie rękę „do ucałowania”, Ząbki „padną na kolana” i z wdzięcznością staną się kolejną dzielnicą Warszawy.
(MP)


